Postanowiłam, że dziś napiszę o czymś zupełnie innym. O czymś w zupełności nie w temacie bloga. Chociaż można to pod pewnym względem podpiąć do zakładki "Małego poradnika".
To właśnie dziś, zdałam sobie sprawę, sprzątając po raz kolejny w kuchni po jedzeniu mojej małej 'torpedy', jakie to szczęście, że w ogóle ją mam! Wiem wiem..temat oklepany jak świat, bo przecież każda matka kocha swoje własne dziecko ponad wszystko. Ale chodzi mi o coś bardziej głębszego.
Wiele matek boi się czasami przyznać do tego, że najzwyczajniej w świecie czasami ma dość. Dość wszystkiego - DOSŁOWNIE i BEZ WYJĄTKU. Narzekamy na brak czasu dla siebie, na brak realizacji własnego JA. Też tak miałam. Nawet po przeczytaniu artykułu Malwiny z BAKUSIOWO, nie brałam nic do siebie. Szczerze mówiąc trochę się uśmiałam, no bo jak można sobie tak zorganizować czas będąc mamą! No jak się pytam?! A właśnie TAK! Poprostu. Dziś dopiero to do mnie dotarło, stąd wpis upamiętniający własne odkrycie ROKU!
Uwierzcie drogie mamy, że niestety organizacja czasu jest nam ogromnie potrzebna. Bez niej nie zrobimy nic w domu, nie ugotujemy obiadu, same nie zjemy, bo zawsze będzie wszystko obracało się wokół naszego małego szczęścia. W ten oto sposób wiele matek się wypala, popada w depresję, nie ma ochoty nawet na rozmowę z własnym mężem lub partnerem. Osobiście byłam tam. I powiem Wam, że jest totalnie do D.... przez wielkie D. Dzięki krótkiemu urlopowi w górach, miałam okazję przemyśleć wiele spraw, wiele niedomówień i to w jaki sposób wygląda teraz moje życie. Mój mąż postawił mnie pod przysłowiową ścianą i za to go kocham. Znalazłam swoją pasję, fotografię, ale nie miałam za bardzo na nią czasu. A tak chciałam go mieć! Wyrobiłam w głowie swój własny plan na siebie, bo przecież nie może to tak wyglądać.
Moją pasję jaką jest fotografia, dało mi moje własne dziecko. To ona od samego początku była moją inspiracją na co raz to lepsze ujęcia. To dzięki niej mam ochotę się rozwijać , uczęszczać na szkolenia, udoskonalać siebie. To ona napędza mnie, kiedy już brakuje mi weny. To ona daje mi tak naprawdę CZAS, którego wiecznie mi brakuje. To dzięki niej, mam ochotę inwestować w siebie i kiedy widzę ekekty swojej pracy, jestem zadowolona, że coś mi się udaje. Ten blog również zawdzięczacie jej :), bo gdybym nie była w ciąży, nie miałabym ochoty pisać o tej całej, niemieckiej biurokracji jaka tu panuje względem macierzyństwa. To dzięki niej mój język niemiecki idzie do przodu, bo musi! Wizyty u lekarza, w urzędach, w kasie chorych i poród w szpitalu - wszystko oparte na języku niemieckim. Chcąc nie chcąc musiałam się go nauczyć i robię to nadal. Pragnę, żeby moja córka była ze mnie kiedyś dumna, że ze wszystkim sobie poradziłam. I być może, to co kiedyś osiągnę, będzie dla niej motywcją, aby nie zaprzestawać w dążeniu do celu. A przede wszystkim, żeby nie zapomniała o tym, że jej własne JA też się liczy. Dlatego po dziś dzień opiekuje się, troszczę i chronię. Uczę, pokazuję i bawię się z moim malutkim wulkanem energii. Dzień należy całkowiecie do niej - nie mam z tym problemu. Wieczory są moje - to już ogrom czasu.
Dedykuję ten post wszystkim mamom, które są już zmęczone i wypalone macierzyństwem. Pamiętajcie moje Drogie, że to dzięki Wam wasze dzieci poznają świat. Gdyby nie Wasza wewnętrza siła, nie byłyby tak szczęśliwe jak teraz (a na pewno są). Ich uśmiech wynagradza wszystko. Spróbujcie odnaleźć swoją pasję, co lubicie, co kochacie. Zorganizujcie czas tak, aby mieć choć godzinę dla siebie - to już sporo. Wiem, jest to cholernie trudne. Ale po pewnym czasie zobaczycie, że było warto. Dziecko jest Waszą motywacją, Waszym akumulatorem do działania - nigdy odwrotnie. I jeszcze jedno! Szczęśliwa mama to zawsze szczęśliwe dziecko!
Trzymam kciuki ♥